-Harry nie! Proszę! Jesteś pierwszym moim przyjacielem! Bliskim przyjacielem! Nie rób mi tego!-krzyczałam - Dlaczego ty?! - Mój wzrok powędrował w jego piękne oczy ... teraz już martwe. Mógł tyle przeżyć! Jego widok zamazał się, a do moich oczu napłynęły łzy. Po chwili wybuchłam płaczem jak nigdy. Od wielu lat nigdy się tak nie czułam, a mianowicie : pusta... jakby ON zabrał kawałek mnie ze sobą, kawałek mojej duszy. Gdy ciężarówka wjechała w Harrego czułam, jakby ktoś wbił milion ostrzy w moje serce nie pozostawiając nadziei na kolejną miłość. Pozostałam sama płacząc i użalając się nad sobą.
- Lidsney ! Lidsney! Cholera jasna! Nie krzycz tak- Otworzyłam oczy. Byłam znowu w swoim pokoju, a nie na ulicy. W progu mojego pokoju stała mama i patrzyła na mnie jakbym zupełnie zwariowała.
-Mamo przez moją nieuwagę zginął chłopak! Mój nowy przyjaciel! Muszę tam wrócić i mu pomóc!
-Wiesz co Lidsney?!- Ryknęła na mnie - Jeżeli się nie opamiętasz idziemy jutro .. ach nie teraz już dzisiaj, do psychologa.
-Przepraszam, dobranoc- Mama wyszła. Wiedziałam, że kłótnia z nią mi nie pomoże, a może nawet pogorszy sprawę? Tego nie wiem, bo nie spróbowałam. Nagle zauważyłam coś w kącie w pokoju. To była biała mgła ... chyba ta sama co śledziła mnie w śnie. Jak to możliwe - myślałam. Przecież to był tylko sen, a dokładniej koszmar! Zakryłam głowę kołdrą usiłując pozbyć się obrazu martwego Harrego, a także zmaterializowanej mgły w moim pokoju, a dokładniej: obok mnie.
Po jakiś pięciu minutach leżenia z głową pod kołdrą zrobiło mi się duszno. Wychyliłam delikatnie głowę z pod kołdry nie chcąc przez przypadek zwrócić uwagi tej natrętnej mgły. W śnie była dla mnie niesamowita i piękna lecz tutaj... była obrzydliwa i śmierdząca . Co prawda,to prawda : śmierdziała... i to bardzo. Nadal miałam zamknięte oczy, gdyż jej widok przyprawiał mnie o mdłości. Nagle klucze spadły z zawieszki po naprzeciwległej stronie pokoju. Chciałam odwrócić głowę w ich stronę lecz trochę za późno zareagowałam. Mgła ... lub to coś podobne do mgły w jednym momencie zmaterializowało się przed moim nosem. Prawie się zapomniałam. Krzyknęłabym gdyby nie fakt, że to tylko przyciągnęłoby uwagę matki. Mgła była odrażająca lecz nie groźna ... aż do teraz. Wyszczerzyła na mnie swoje wyjątkowo ostre zęby, z których powoli skapywała szkarłatna krew. To musi być sen! Moje myśli krzyczały. Serce biło mi bardzo głośno. Stwór to chyba słyszał na tyle wyraźnie, aby uśmiechnąć się wrednie. Schowałam się momentalnie pod kołdrą i zaczęłam pochlipywać.
Coś, a dokładnie ta ,,niegroźna" mgła zaczęła szukać mojej twarzy. Gdy ją znalazła przez kołdrę ucichła. Wiedziałam, że coś się szykuję. Nic się nie działo. Nie usłyszałam nic podejrzanego. Uspokoiłam się trochę, a moje serce zaczęło bić równomiernie. Mgła tylko na to czekała. W jednej krótkiej chwili stwór przeniósł głowę przenikając przez moje schronienie szczerząc groźnie kły. Wstałam szybko z łóżka płacząc i w duchu modląc się o zbawienie od mgły. Nikt nie przyszedł mi na pomoc. Mgła wyraźnie rozbawiona moim zachowaniem wolno popłynęła w moją stronę chcąc mnie przestraszyć. Udało jej się to. Byłam przerażona. Uciekłam do miejsca przy szafie, a potwór bawił się moim położeniem najpierw idąc wolno, a potem przyspieszając. W takich momentach szukałam w szafie czegoś czym mogłabym w to rzucić. Znalazłam tam starą książkę z gimnazjum. Rzuciłam to lecz staroć przeszedł przez to dalej podążając w moim kierunku.
Zaczęłam rzucać byle czym w mgłę lecz wszystko przez nią przenikało. Zostało mi ostatnie koło ratunkowe. Gdy stwór był wystarczająco blisko, abym mogła go dosięgnąć zamachnęłam wyjętą z szafy żyletką. Jedna sekunda ... dwie sekundy... trzy sekundy. Napięłam rękę oczekując mocnego bólu. Stwór momentalnie się zatrzymał. Czyli o to chodzi? On straszy ludzi i zachęca ich do popełnienia samobójstwa?! Nie zatrzymywałam żyletki... w jednym chwili zmieniłam jej kurs i zamachnęłam się w stronę potwora pod jego nieuwagę . Miałam pecha stwór odwrócił się w momencie zamachnięcia w jego stronę. Żyletka przeszła przez niego nie zostawiając śladu. Wkurzyłam go na maksa. Czyli tak skończę? myślałam Zabije mnie jakaś popieprzona mgła, a wszyscy będą myśleli, że popełniłam samobójstwo? Zasłużyłam sobie.- Mgła była na mojej wysokości i prawie stykaliśmy się ciałami.
-Już po tobie... - wychrypiało głosem z horrorów. Wyciągnął zza pleców ostry miecz o krzywym zakończeniu.
Zamknęłam oczy czekając na śmierć, zaczęłam odliczać sekundy do jej przyjścia.
Nagle zadzwonił mój telefon , a stwór przeraźliwie jęknął. Otworzyłam szybko oczy, a stwór wycofywał się. W jego oczach było widać przerażenie. Po dwóch sekundach zniknął lecz nie wiadomo czy nie wróci, ukazując znowu swoje ostre jak brzytwa kły... wtedy będę już przygotowana .
***
Hejo, tu Sweet Berry. Ten rozdział powstał przypadkiem. Weszłam na konto
Google i zaczęłam myśleć nad dalszymi losami Lidsney. Przez 4 dni nie miałam
Kompletnie pomysłu na ten rozdzialik aż do dzisiaj . Po prostu weszłam
i napisałam. Nie wiadomo czy Harry żyje... nie wiadomo czy w ogóle istnieje
tego dowiecie się czytając dalsze losy bohaterki (Lidsney).
Proszę o komentarze, bo każdy dodaje mi weny a ostatnio odczuwam jej brak
Kooocham was :* <3 data-blogger-escaped-br="">
Aww, kocham *o* ♥
OdpowiedzUsuń