czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 5

*Lidsney*

Po ciężkich wydarzeniach tej nocy, nie potrafiłam już zasnąć. Zresztą kto by potrafił? Boziuuu moje życie jest do bani! Najpierw za głębokie cięcia potem kara (oczywiście od moich, "naj naj najukochańszych rodziców") a reszta potoczyła się szybciej, a dokładniej : moja walka z tym kimś lub czymś na polanie, a potem śmierć Xawiera, z którym nadal jestem emocjonalnie związana, a na koniec najlepsze! Moja nieudolna walka z przerażającą mgłą, bo niekoniecznie wiem jak to inaczej nazwać. Dzwonek moich byłych przyjaciółek, aby się ze mnie ponabijać uratował mi życie. Gdyby nie one to leżałabym już dawno w kostnicy, a nad moim ciałem płakaliby rodzice. Ha! To byłby cud gdyby naprawdę płakali, a nie udawali. Dzięki moim eks przyjaciółką... Tak w ogóle można mówić? Ale mniejsza o to : dzięki nim siedzę teraz na lodowatych kafelkach łazienki i rozmyślam nad wydarzeniami ostatnich kilku dni. Za jakieś piętnaście minut? Tak, piętnaście muszę wziąść szybki, ale taki meeeega szybki prysznic, spakować się i iść (bo na moje nieszczęście nie mam, ani auta, ani prawa jazdy ) do szkoły. Teraz przynajmniej wiem jak pozbyć się tego potwora.Teraz mój telefon będzie ze mną praktycznie wszędzie. Nie mogę go nigdzie zapomnieć, bo teraz śmierć czeka na moje życie. Idąc do łazienki włączyłam pierwszą lepszą piosenkę wylosowałam: Avril Lavigne "Hush Hush". Musiałam przyciszyć głos lecz każdy ton może odstraszyć mgłę. Po drodze, w ciemnym przedpokoju prowadzącym do łazienki zauważyłam czający się cień z zakrytą twarzą. Pewnie to ktoś ze szkoły robi sobie ze mnie kawał - myślałam. Lecz prawda jest taka, że nikt, ale to nikt nie dostałby się do jednorodzinnego domu z alarmem pod osłoną nocy. Nikt by się nie odważył. Jednak ktoś tam był i zastanawiając się chwile mogę teraz stwierdzić, że to mogłoby być znów coś w stylu mgły ... czyhające na moją śmierć. Wiem o sobie bardzo mało lecz kilka z tych informacji są banalne do stwierdzenia. Wiem na pewno, że nie pójdę do nieba, ojjjj niee moja dusza na pewno nie jest naznaczona niebu. Zresztą to byłoby niemożliwe. Ja do nieba?! Wow.
Kurde, która do jasnej cholery godzina?! Patrzę na zegar w telefonie- za dziesięć siódma. Zamyśliłam się. W tym momencie właśnie powinnam wychodzić z pod prysznica lecz moje kochaniutkie rozmyślenia okazały się ważniejsze. Szybko wyskoczyłam z piżamy i wskoczyłam pod prysznic. Po szybkim myciu wytarłam się i wysuszyłam włosy po czym pobiegłam szybko do pokoju. W ostatniej chwili złapałam do ręki telefon. Westchnęłam. W duchu uśmiechnęłam się do siebie. Przynajmniej dbam o swoje bezpieczeństwo. Ubrałam biało-czarną bluzkę z krótkimi rękawami, białe spodnie rurki, a także czarne buty na koturnie, po czym założyłam mój srebrny naszyjnik w kształcie kota i ruszyłam powolnym krokiem do szafki. Kurde!  Taki tu bajzel jest, że mam tego dość! Zaczęłam szukać moich podręczników i zeszytów. Po jakiś piętnastu minutach szukania mojej zguby, a dokładniej zgub, bo książek i zeszytów znalazłam to czego tak długo szukałam. Po całej mojej akcji pt. ''Gdzie do jasnej cholery są moje rzeczy?! '' ruszyłam do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Stwierdzam właśnie, że moi rodzice albo wstali wcześniej albo jestem spóźniona. Spojrzałam na zegar wiszący obok okna z czerwoną obwódką. 7:41 Kurwa! Mam mniej niż dwadzieścia minut! Wyciągnęłam z chlebaka bułkę,  z lodówki masło i konfiturę malinową po czym szybko odkręciłam ją i posmarowałam na szybko masłem i tą meeega pychotą , bułkę. Spakowałam całość do woreczka śniadaniowego. Wyciągam z kieszeni telefon aby sprawdzić godzinę 7:47. No, nie! Wkurzona na cały świat wychodzę z kuchni kierując się do drzwi. Zabieram z wieszaka mój ulubiony czarny lekki sweter i starą lecz porządną torebkę po czym wychodzę z domu. Jezuuuu! Ja to mam pecha ! Zapomniałam sprawdzić godzin odjazdów autobusów do przystanku przed szkołą.
No, dobra więc tak: 357- 7:45 No fuck! Dwie jebane minuty! , no to może  693... 7:50- Jej! Super! Zaczynam biec lubię ten wiatr we włosach,moje nogi głucho upadające na ziemie... Ogółem-lubię bieganie.

***

Wow, ale fart! Zdążyłam na autobus! Jeden mały promyczek nadziei i już. Może zostanę durną optymistką,bo na idealistkę nie mam szans już tak około od roku. W moich myślach rozkwitła pełna fantazji nadzieja :chciałabym,aby po wejściu do szkoły wszyscy z uśmiechem na ustach witali mnie, aby Zara i Grace znów chciałyby się ze mną przyjaźnić... Żeby pani z Francuskiego w końcu pozwoliła mi odpowiedzieć na swoje nadzwyczaj proste pytanie, a na ostatek, aby moi rodzice mnie kochali. Jakby to wszystko postawić na jednej karcie to chciałabym mieć bezproblemowe życie. Chcę po prostu być szczęśliwa. To jest niewykonalne. Każdego dnia muszę zmagać się z problemami mojej duszy. Zaciekłość moich byłych przyjaciółek do uprzykrzenia mi życia powoli we mnie wchodzi. Czuję się niepotrzebna, a przede wszystkim znienawidzona. Taka właśnie jestem. Ludzie wytykają mnie palcami śmiejąc się sami do siebie lub do swoich popularnych kolegów. W ciągu jednego roku straciłam przyjaciółki, rodzinę i spokój.
Po wyjściu z autobusu biegnę do szkoły, ponieważ muszę jeszcze zajrzeć do szafki i pozbyć się uprzykrzających życie listów od Zary i Grace, a także od innych uczniów nienawidzących mojej osoby. Poczułam jak samotna łza spływa mi po ciepłym od biegu policzku. Samotna jak ja-pomyślałam. Przy otwieraniu drzwi liceum poślizgnęłam się na skórce od banana , oby się nie śmiali- myślałam. Choć wiedziałam, że to nie możliwe. Zamknęłam na sekundę oczy czekając na wredne salwy śmiechu wydobywające się z ust moich kolegów lecz tak się nie stało. Po mojej małej wpadce przy drzwiach nastała grobowa cisza, a wszystkie pary oczy na pięć sekund i nie więcej , zwrócone były w moją stronę. Nikt się nie roześmiał. Na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech. Gdy już się pozbierałam ruszyłam do mojej szafki znajdującej się w korytarzu przy salach informatycznych. Włożyłam tam moją drugą, trzecią, czwartą ,piątą i szóstą lekcje (książki i zeszyty następnych lekcji), a do sali zabrałam tylko pierwszą lekcję i notatnik. Mój notatnik z czerwoną okładką o prawym rogu leciutko zagiętym, a w górnym lewym rogu mały ślad po kawie zeszłego roku, dawał o sobie każdego kolejnego dnia widoku- znak.
Notatnik ten jest ze mną już od trzech lat, a nie uzupełniłam go nawet w jednej czwartej. Kto by umiał uzupełnić tysiąc stron dziennika w ciągu trzech lat? Dużo osób , bardzo dużo lecz ja do nich się nie zaliczam.
Polski. Jezuuuu! Do jasnej cholery! Naburmuszona ruszyłam do sali polonistycznej. Dotarłam do niej równo z dzwonkiem i tak jak się spodziewałam dostałam uwagę za spóźnienie się. Kurwa! Przecież ta jebana dziwka wiedziała, że przyszłam równiutko z dzwonkiem, ale nie jak na złość uwagę mi wpisała wiedźma!
Lekcja tego zjebanego przedmiotu przeminęła nadzwyczaj szybko. Zdziwiłam się gdy jeszcze na dodatek wpisała mi plusa za aktywność na lekcji chociaż no cóż, spójrzmy prawdzie w oczy: odezwałam się raz i na banalne pytanie! Odbija jej , po prostu odbija. Ruszyłam szybko do szafki. Patrząc się na podłogę mignęły mi przed oczami czarne trampki i już po chwili zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
-Patrz jak łazisz!- warknęłam.
-Sorry-Skądś znałam ten głos. Często towarzyszył mi on przy moich wpadkach lecz nie pozytywnie-pocieszając i wciskając na chama słowa otuchy, tylko negatywnie-bez poślizgu wyśmianie na pośmiewisko całego, calusieńkiego liceum. Podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Od razu zatonęłam w głębokiej zieleni oczu, Luca. Właśnie przeprosił mnie najprzystojniejszy chłopak w liceum. Mogę bez ogródek dodać, że połowa... nie sorry większość dziewczyn z tej durnowatej szkoły się w nim buja. Ja też ? Nie już nie, teraz moje serce należy do Xawiera... choć nie wiem nawet czy on istnieje. Szkoda.
-Cześć- mówię, choć szczerze mówiąc wiem, że pewnie zaraz zawoła swoich wszechwiedzących ''ziomków'', aby pomogli mu wymyślić wredny tekst w moją stronę.
-Cześć Luc jestem-Uśmiecha się do mnie tym uśmiechem, przy którym innym dziewczynom miękną kolana.
-Lidsney- mówię bez przekonania. Przecież nie wiem czy zaraz nie wybuchnie śmiechem.
-Wstydzisz się mnie?-zapytał i uniósł śmiesznie brwi. Musiałam stwierdzić, że wyglądało to uroczo lecz tak czy siak , musiałam, po prostu musiałam wybuchnąć śmiechem.
Pomiędzy moimi salwami śmiechu można było usłyszeć- Chy...ba ....śni...sz- i nadal się chichrałam.
-No dobra, dobra-uśmiechnął się promiennie-dobrze wiedzieć, że przynajmniej jedna dziewczyna w tym liceum nie pada przedemną na kolana.
-Hmm, a skąd ty to możesz wiedzieć- chciałam uśmiechnąć się tajemniczo, ale chyba mi to nie wyszło.
-Bo widzę to w twoich oczach-błysk, który zobaczyłam tym razem , ja w jego oczach nie wróżył nic dobrego.
-Dlatego mi się podobasz- mówił dalej, po czym wziął mnie za ręce. - Zobaczymy się po szkole ok?
-Ok- powiedziałam niepewnie i ruszyłam tym razem bez wpadania na najprzystojniejszych chłopaków w szkole, do mojej szafki. Zostały mi dwie minuty do końca przerwy więc przyspieszyłam i jak najszybciej wymieniłam książki.
-Teraz francuski z panią Kabaihe -mruknęłam sama do siebie. Pewnie znów nie będzie mnie pytała.
W środku lekcji gdy już zaprzestałam starać się o udzielenie nauczycielce odpowiedzi, padło jakimś cudem na mnie.

-Est cet élément est bien écrit, s'il vous plaît répondre avec concision ces questions- Jak ktoś może dobrze znać francuski to tylko ja. Szybko przetłumaczyłam to zdanie i znaczyło ono :Czy ten pierwiastek jest dobrze napisany odpowiedz proszę na te pytanie krótko i zwięźle. Spojrzałam na tablicę i sprawdziłam moje obliczenia dotyczące pierwiastka. Było zapisane dobrze więc zgodnie z prośbą odpowiedziałam krótko:
-Oui.- Pani zadowolona z tępa mojego ogarnięcia odrzekła:
-Eh bien vous avez répondu à cette question si vous êtes ciblé et cette évaluation restera probablement jusqu'à la fin de l'année.-Uśmiechnęła się do mnie.(Dobrze odpowiedziałaś na to pytanie, dostajesz celujący i ta ocena prawdopodobnie pozostanie do końca roku.
-Merci (dziękuję).- To było ostatnie co w ciągu tej lekcji powiedziałam. Byłam oszołomiona, że pochwaliła mnie, a na dodatek dała mi szóstkę za głupią trzy literową odpowiedź.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Żadnych durnych liścików w szafce, niektórzy się do mnie nawet uśmiechali, pani Kabaihe dała mi ocenę celującą co nigdy jej się nie zdarza nawet w stosunku do swoich kochanych kujonów, a na ostatek umówił się ze mną Luc... najprzystojniejszy chłopak w szkole. Może życie nie jest takie złe? Może Luc będzie ze mną, wszyscy mnie polubią, a ja będę wreszcie szczęśliwa? Tego się przekonam. Otwierając szafkę, wyleciała z niej mała karteczka. 


                                                             Lidsney!
                          Spotkajmy się o godz. 20:00 w klubie NIGHT&DARK 
                                                                Luc
A jednak nie zmienił co do mnie zdania! Szczęśliwa ruszyłam do domu. Szybko zjadłam obiad, odświeżyłam się i ubrałam się w czarną sukienkę na jedno ramie. Byłam już gotowa gdy wybiła 19:40. Musiałam już iść. Autobusy już nie jeździły, a przynajmniej te do NIGHT&DARK. Wyszłam z domu bez mojego telefonu. Nie chcę aby ktoś mi go ukradł. Ruszyłam w ciemną noc nie wiedząc, że to zadecyduje o moim losie...





 ***
   Nawet nie myślcie, że wyjście Lidsney z Luckiem dobrze się skończy! Szykuję coś co zadziwi każdego. Nawet najbardziej zaciekłego wroga mojego bloga.  Czy Lidsney się po tym pozbiera? Zobaczycie czytając                                                                       dalej...












3 komentarze:

  1. Jezu, pisz już następny, to jest świetne ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Hohoho!!! No nieźle wypadła ta wpadka ;D
    No jestem pod wrażeniem :D
    Pisz dalej, bo jestem baaardzo ciekawa <3
    Pozdrowionka, w wolnej chwili wpadnij do mnie:
    http://ski-jump-love.blogspot.com/
    (Jak coś to przepraszam za spam :P )
    Skokonators :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spam mi nie przeszkadza i chętnie odwiedzę Twojego bloga :D Dzięki za komentarzyk :>

      Usuń

Obserwatorzy